12/29/2012

Cz. IV R. 15 - Prawda

Muzyka: Jessie J - Silver Lining (crazy 'bout you)


Rozdział piętnasty – Prawda

Budzę się, będąc otoczona silnym ramieniem Zayna. Przyglądam mu się z uśmiechem na ustach. Jest taki spokojny i niewinny gdy śpi. Delikatnie muskam opuszkiem palca jego nos, policzek, usta.. Lekko całuję go w usta.
- Dzień dobry – mówi sennym, seksowym głosem, leniwie otwierając oczy.
- Hej. – Uśmiecham się do niego pogodnie.
Jest taki słodki jak jest zaspany.
- Wiesz, że jest już dwunasta? A o dziesiątej mieliście mieć próbę – żartuję.
W oczach Zayna dostrzegam przerażenie.
- Dlaczego nikt nie przyszedł nas obudzić?! – pyta. Sięga długą ręką na szafkę nocną i chwyta swój telefon. – I dlaczego nikt nie dzwonił?!
Śmieję się.
- Żartowałam, głuptasie – mówię i całuję go.
- Odpłacę ci się za to – odpowiada groźnie i przegryza moją dolną wargę.
W jego czekoladowych oczach widzę tańczące iskierki szczęścia.
Zayn zmienia pozycję tak, że jest nade mną z twarzą zawieszoną kilka centymetrów nad moją. Czuję jego oddech na swojej twarzy. Łapie moje nadgarstki i wykręca moje ręce tak, że są zamknięte w jego uścisku po obu stronach mojej głowy.
- I co zrobisz teraz? – pyta, obnażając śnieżnobiałe zęby.
- Nie wiem co ja zrobię, ale wiem, że ty mnie pocałujesz – odpowiadam cwaniacko.
Nie wiem skąd u mnie tyle pewności siebie. Jeszcze niedawno taka sytuacja nie przyszłaby mi do głowy a dzisiaj…? Czuję się tak swobodnie w niej. Zayn zdecydowanie mnie niszczy… Znaczy ma wielki wpływ na mnie.

Wchodzę do łazienki. Zdejmuję koszulkę Zayna – o tym, że ją mam akurat nie wie chociaż to jego ulubiona, ale jakoś nie zorientował się, że jej nie ma – i szare legginsy. Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze. Moje policzki są wyraźnie zaróżowione po niedawnej sytuacji z Zaynem, a włosy splątane po nocy. Zdejmuję figi, a następnie stanik, a jego ramiączkiem przypadkiem zahaczam o plaster, który w połowie się odkleja.
Nie wiem co mną kieruje, ale zdejmuję plaster do końca. Ciekawi mnie to jak wygląda blizna. Staję plecami do lustra i odwracam głowę do tafli by się jej przyjrzeć.
Zaskakuje mnie to co widzę.
Nie mam żadnej blizny tylko… tatuaż. Najprawdziwszy tatuaż.
Ale dlaczego mam wytatuowane imię: Cody a nie Zayn?!
Boże przenajświętszy…
Mój oddech przyspiesza, a umysł pracuje na zwiększonych obrotach. Próbuję doszukać się tego imienia w mojej pamięci, ale nikt nie opowiadał mi o Codym.
Znasz go mówi moja podświadomość. Ale do cholery skąd?!
Przyklejam plaster z powrotem na miejsce. Jakimś cudem się trzyma. Wchodzę pod prysznic i gorączkowo zastanawiam się skąd mogę znać to imię i kim dla mnie był ten chłopak skoro posunęłam się tak daleko, by wytatuować sobie jego imię.

- Zayn, zmienisz mi opatrunek? – pytam, wychylając się zza drzwi do łazienki.
Chłopak uśmiecha się widząc mnie jedynie w ręczniku. Doskonale wiem, co mu się teraz przypomniało.
- Oczywiście – mówi i podchodzi do mnie.
Ma obrane czarne dżinsy i koszulę w czarno-biało-czerwoną kratę zapiętą na wszystkie guziki. Wygląda oszałamiająco.
Podaję Zayn’owi plaster, który wyjęłam z kosmetyczki.
- Nie wiesz może gdzie jest ta moja zielona koszulka…?- pyta.
Czuję jak jego zwinne palce starannie wygładzają plaster.
- Która? – pytam.
- Ta, która jest… - urywa. – Ta – mówi, wskazując na koszulkę leżącą na ziemi. – Co ona tu robi?
Spogląda na mnie. Wie, że maczałam w tym palce.
Uśmiecham się przepraszająco.
- No tak, ty w niej chodziłaś – przypomina sobie. Obdarza mnie uśmiechem numer cztery. – Ładnie ci w niej było – szepcze, kładąc dłonie na moich ramionach. – Ale sądzę, że tak, a nawet tak – zrzuca ręcznik, którym byłam owinięta – jest ci najlepiej.
- Zayn! – panikuję. Szybko schylam się po ręcznik i owijam się nim.
*
Wpisuję w Google: Jennifer i Cody. Przeglądam parę stron, oglądam zdjęcia. Doznaję szoku w skutek tego co się dowiaduję.
Cody Simpson był moim chłopakiem. Byłam z nim dwa lata. Nasze ostatnie wspólne zdjęcie jest z tego roku. Co najlepsze – na tym zdjęciu się z nim całuję. A więc… dziewczyny mnie okłamały i Zayn też.
Piszę prywatną wiadomość na Twitterze do tego całego Cody’ego. Proszę go o spotkanie. Odpisuje mi dość szybko. Czyżby był w tej samej strefie czasowej co ja?, zastanawiam się. W wiadomości podaje mi swój numer i prosi, bym zadzwoniła. Drżącą dłonią wystukuję numer i naciskam zieloną słuchawkę. Boję się jak diabli.
- Gosia? – pyta zmysłowy, męski głos. Cody zna polski?, dziwię się. Przecież jest Australijczykiem i z Polską nic go nie łączy, z tego co zdążyłam dowiedzieć na jego temat.
- T-tak – odpowiadam.
- Słuchaj, musimy się spotkać, muszę ci coś wyjaśnić.
Jego głos. O Boże, rozpływam się w środku.
- O to mi chodziło. Nie wiem co tu się dzieje… Dowiedziałam się o tatuażu i… - mamroczę.
- Spokojnie – mówi. Słyszę w słuchawce, że się uśmiecha. – Gdzie jesteś?
- We Włoszech – odpowiadam.
- Świetnie, ja też. A dokładnie?
- Rzym.
- Spotkajmy się dzisiaj o 20 pod Koloseum.
- To moje ulubione miejsce tutaj… - mówię cicho.
- Wiem to – odpowiada. – Do zobaczenia, Gosiu.
- Cześć.
Uśmiecham się sama do siebie. Wracam do przeglądania naszych wspólnych zdjęć.

Jestem kłębkiem nerwów. Wkrótce mam się zobaczyć z Codym. Zastanawiam się do jakiej kategorii mam go przydzielić: znajomy? eks chłopak? ktoś bliski?
Ręce tak mi się trzęsą, że rezygnuję z makijażu. Ubieram czerwone dżinsy, sznurowane botki za kostkę na płaskim obcasie, luźny sweter, na który zarzucam kurtkę. Biorę torbę, podłączam słuchawki do komórki.
- Gdzie wychodzisz? – pyta Zayn, wchodząc do pokoju.
- Na spacer – odpowiadam.
- Pójdę z tobą – proponuje.
- Wolę sama. Wrócę za niedługo.
- Jest ciemno, nie znasz tego miasta…
- Nic mi się nie stanie. Jak coś to zadzwonię – mówię. Przechodząc obok niego, całuję go w policzek, chociaż nie wiem czy na to zasługuje.
Słucham muzyki w drodze pod amfiteatr. Zastanawiam się nad Zaynem. Boże, uprawiałam seks z chłopakiem, który mnie okłamał… Genialnie, po prostu zajebiście, klnę w myślach.
Będąc pod Koloseum rozglądam się za blondynem ze zdjęć. Gdy go zauważam, miękną mi kolana, a oddech więźnie w gardle.
- Gosia! – krzyczy, podbiegając do mnie. Bierze mnie w ramiona, przytula mocno.
Czuję jego zapach.
Wszystkie wspomnienia wracają.
- Teraz cię pamiętam – mówię.
_________________
No to sytuacja się wyjaśnia! :)
Następny po Nowym Roku.
Życzę Wam Szczęśliwego Nowego 2013 Roku!
Buziaki. xoxo

12/25/2012

Cz. IV R. 14 - Po raz drugi

Rozdział 14 - Po raz drugi

    Dzisiaj mój pierwszy koncert. Pierwszy od wypadku. Boję się i to cholernie. Wszyscy mnie pocieszają, mówią, że pójdzie mi świetnie, że mam to we krwi. Wystarczy, że wyjdę na scenę i potem przypomnę sobie to wszystko. Ale bałam się, że sobie nie przypomnę.
    Od nowa uczyłam się tekstów piosenek, przypominałam sobie chwyty gitarowe do nich i jak je grać na pianinie. Dziewczyny pokazywały mi filmiki z koncertów, bym zobaczyła jak zachowuję się na scenie, co zwykle robię. Wszyscy starali się przełamać mój strach. Najgorsze jest to, że stałam się… nieśmiała. Każdy mi to powtarzał i wiem, że każdy się tego obawia w równym stopniu jak ja.
    Dzisiejszy koncert jest koncertem raczej kameralnym. Gramy w klubie, bym nie przeżyła szoku po tym jak zobaczę tysiące ludzi na trybunach. Koncert dla zaledwie setki ludzi miał być rozgrzewką przed koncertem dla tysięcy.

    Ubrana w czarne pseudo-skórzane legginsy, botki na zabójczo wysokim obcasie, czarny kusy top z wszytymi miseczkami stanika, na których były ćwieki i skórzaną ramoneskę mam wyjść na scenę. Do tego nienaganny, ostry makijaż i włosy jak zwykle lekko zakręcone na lokówce.
    - Powodzenia! - mówią wszyscy chórkiem i wypychają mnie na scenę. W drżącej dłoni trzymam mikrofon.
    Biorę głęboki oddech i idę. Mam miękkie kolana.
    Gdy wychodzę na scenę słyszę okrzyki fanów.
    Dziewczyny idą za mną.
    Uśmiecham się i czekam aż dziewczyny zaczną grać pierwszą piosenkę.
    Modlę się o to, by nie zapomnieć słów piosenki.
    Zaczynam śpiewać. Najpierw cicho, nieśmiało. Docieram do refrenu, w którym zaczynam dawać czadu. Rozkręcam się, czuję się coraz pewniej aż… zapominam tekst.
    Muzyka gra dalej.
    Fani śpiewają.
    A ja stoję na środku sceny i nie wiem co zrobić.
    Klękam i staram się nie rozpłakać z bezradności i swojego sieroctwa.
    Ktoś podchodzi do mnie i podnosi mnie.
    Po zapachu poznaję, że to Zayn.
    - Cii… Jest okej, nikt nie jest zły - mówi.
    Przytulam się do niego.
    Tylko pogarszam swoją sytuację, myślę.
    Ktoś wciska mi do ręki kartki.
    Spoglądam zza ramienia Zayn’a. Moim darczyńcą jest Niall.
    Uśmiecham się.
    - Dam radę - mówię cicho do Zayn’a.
    - Wiem to - odpowiada z uśmiechem.
    Schodzi ze sceny.
    - Przepraszam, nawaliłam - mówię do mikrofonu. - Postaram się to naprawić, ale chyba muszę się wspomagać kartkami… Mogę? - pytam.
    Nikt się nie sprzeciwia.
    - To jedziemy.

    Dalsza część koncertu przebiega bez większych komplikacji. W trudnych chwilach spoglądam na kartkę z tekstem i jadę dalej z piosenką. Między piosenkami rozmawiam z fanami. Czuję się… dobrze, żeby nie użyć określenia: “jak ryba w wodzie”.
    Po koncercie mam spotkanie z fanami, rozdaję autografy, pozuję do zdjęć i rozmawiam z fanami. Mówią mi, że jestem niesamowita, że mnie kochają… To wszystko wydaje mi się nierealne, zmyślone, chociaż jest moja rzeczywistość. To dzieje się naprawdę…
*
    - Zayn? - pytam cicho.
    - Tak? - Spogląda na mnie swoimi czekoladowymi oczami. Znam już to spojrzenie. Jest gotowy odpowiedzieć na każde moje pytanie.
    - Jesteś moim chłopakiem, więc wydaje mi się, że powinieneś to wiedzieć… - mówię. - Czy ja, czy my… kiedyś… - mamroczę. - Wiesz o co mi chodzi.
    Kąciki Zayna unoszą się lekko ku górze.
    -  Wiem, wiem. Tak, uprawialiśmy już seks - odpowiedział.
    Zaskoczył mnie tym z jaką łatwością wypowiedział słowo: “seks”. Nie wiem, czy mnie przeszłoby przez gardło równie łatwo co jemu. No cóż, może to dlatego, że jest ode mnie starszy.
    - Mhm. - Udaję, że nagle ciekawi mnie wzór zasłony.
    - A czemu pytasz? - dopytuje, kładąc mi dłonie na ramionach. Delikatnie całuje mnie w szyję.
    - Byłam po prostu ciekawa - odpowiadam.
    Wydaje mi się, że Zayn jest rozczarowany moją odpowiedzią, chociaż nie dał tego po sobie poznać. A może to ja po prostu myślę, że on jest ciągle napalony jak każdy chłopak w jego wieku?
*
    Całuję się z Zayn’em bez pamięci. Uderzam lekko plecami o ścianę. Moje ręce wędrują pod jego koszulkę. Dłonie Zayn’a tkwią na moich biodrach. Zsuwam swoje ręce na jego biodra i przyciągam chłopaka bliżej do siebie. Jesteśmy tak blisko siebie, że nawet kartka papieru się nie zmieści między naszymi ciałami. Odczuwam coś jakby… pociąg seksualny do Zayn’a. Chcę się z nim przespać. Tu i teraz.
    Napieram na niego całym swoim ciałem, a on stawia kilka kroków w tył. Kieruję nami w stronę łóżka. Będąc przed nim, zamieniamy się z Zayn’em miejscami.
    - Chcę tego - szepczę mu do ucha.
    - Jesteś pewna? - pyta, opierając swoje czoło o moje.
    - Oczywiście - odpowiadam, spoglądając w jego czekoladowe oczy.
    - Nie chcę cię skrzywdzić…
    - Nie mógłbyś tego zrobić - mówię i wpijam się z całą siłą w jego usta.
    Zayn ściąga moją koszulkę. Spogląda na moje piersi.    
    Moje policzki momentalnie różowieją.
    W odpowiedzi ściągam koszulkę Zayn’a, a następnie odpinam jego spodnie. Idzie mi to opornie bez patrzenia, jednak po chwili guzik ustępuje i rozpinam rozporek. Spodnie płynnym ruchem zsuwają się po jego nogach i lądują i u jego stóp. Zayn odwdzięcza mi się tym samym.
    Stoimy w bieliźnie o dwa kroki od siebie. Nawzajem przyglądamy się sobie z tą różnicą, że on zna moje ciało, a ja jego nie. Podchodzę do Zayn’a. Spoglądam na niego. On obejmuje mnie w talii i  przyciąga mnie do siebie. Za pomocą jednej dłoni szybkim ruchem odpina mój stanik. Wkłada palce pod jego ramiączka i delikatnie zdejmuje go do reszty.    
    Czuję się lekko skrępowana, będąc obnażona przed chłopakiem. Przegryzam dolną wargę i spuszczam wzrok.
    - Pytałem się czy tego chcesz… - westchnął.
    - Chcę. Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiadam. Chowam palce pod gumką z bokserek Zayn’a. Czuję pod nimi ciepłą i gładką skórę. Zsuwam bieliznę chłopaka. Spoglądam na jego krocze, a potem z powrotem na jego twarz. Zayn kładzie mnie na łóżku, klęka nade mną, mając między swoimi nogami moje ciało. Jedną ręką podnosi moje biodra do góry, by drugą zsunąć moje majtki. Jestem naga. Tak samo jak Zayn.
    Jego usta całują moją szyję, dekolt…
    - Jesteś piękna - szepcze.
    Kąciki moich ust drgną ku górze.
    Zayn pochyla się nade mną.
    - Jesteś pewna?
    - Jeśli jeszcze raz spytasz to się rozmyślę. - Kładę dłonie na jego ramionach i całuję go namiętnie.
    - Daj mi jeszcze chwilkę - mówi.
    Opuszcza na mnie na chwilkę. Po chwili wraca z prezerwatywą między palcami.
    - Mogę? - pytam.
    Zayn uśmiecha się i podaje mi biały kwadratowy woreczek.
    Zayn kładzie się obok mnie.
    Siadam okrakiem na jego udach. Otwieram paczuszkę i nakładam prezerwatywę na penisa Zayn’a, który jest już w zwodzie.
    - A to skąd pamiętasz? - pyta dociekliwie.
    - Co nieco jeszcze mi zostało w głowie - odpowiadam, unosząc jedną brew do góry.
    Zayn obejmuje mnie i zamieniamy się miejscami. Znów on jest nade mną.
    - Postaram się nie skrzywdzić cię - mówi, muskając moje usta.
    Rozchylam nogi. Czuję jak powoli penis Zayn’a wchodzi we mnie. Jego ruchy są spokojne, wolne. Nie czuję bólu ani niczego nieprzyjemnego. Wręcz przeciwnie - uczucie jakie temu towarzyszy jest miłe i… podniecające.
    - Szybciej - szepczę.
    Zayn spogląda z niedowierzaniem na mnie.
    - Wedle życzenia - odpowiada z uśmiechem.
    Zayn płynnie przyspiesza swoje ruchy.
    Odchylam głowę do tyłu, rozchylając wargi.
    Mój oddech przyspiesza, bicie serca tak samo.
    W moim ciele wrze ogień.
    Czuję, że za chwilę osiągnę szczyt. Nie jestem jednak pewna czy Zayn też.
    - Jestem już blisko, Zayn - mówię cicho.
    Zayn w odpowiedzi uśmiecha się, pokazując przy tym rząd śnieżnobiałych zębów.
    Zayn łapie moje nadgarstki i wygina moje ręce, tak że dłonie mam na wysokości głowy. Pochyla się nade mną, czuję jego oddech na swojej szyi.
    Krzykiem oznajmiam, że doszłam.
    Zayn powoli wychodzi ze mnie.
    Kładzie się obok mnie.
    Oboje wyrównujemy nasze przyspieszone oddechy.
    Wtulam się w Zayn’a.
    - Dziękuję - szepczę. - Dokładnie o to mi chodziło.
    ***
    Minęło parę dni, odkąd pokłóciłem się z Gosią. Usiłuję dodzwonić się do niej, jednak automatyczna sekretarka ciągle powtarza mi, że nie ma takiego numeru. W końcu inteligentnie wpadam na pomysł, by zadzwonić do któreś z jej przyjaciółek.
    - Czego chcesz? - syczy Julka.
    - Nie umiem dodzwonić się do Gosi, co jest grane? - pytam.
    Cisza.
    - Powiedz mi!
    - Gosia miała wypadek i to tylko i wyłącznie z twojej winy - mówi.
    To moje serce się złamało czy tylko mi się wydaje? Mój oddech gwałtownie przyspiesza.
    - Co jej się stało? - pytam po chwili.
    - Jest w śpiączce - odpowiada.
    - W którym szpitalu?
    Zuza podaje mi adres.    
    - Zaraz tam będę - mówię i się rozłączam.
    Ubieram buty, chwytam kurtkę i wybiegam z pokoju hotelowego.
   
    Widzę Gosię na szpitalnym łóżku. Jest tak blada jak pościel, którą jest otulona. Jej twarz nie wyraża żadnych emocji. Wygląda jakby nie żyła. Jej policzki nie są zaróżowione, usta nie są wygięte w uśmiechu… Przeraża mnie ten widok.
    Kładę dłoń na szybie, przez którą patrzę na Gosię.
    - Kiedy się wybudzi? - pytam.
    - Nikt tego nie wie - mówi Julka.
    - Muszę do niej wejść - mówię hardo.
    - Nie. Nikt nie może.
    - Muszę! - krzyczę na dziewczynę.
    Podchodzi do mnie jeden z tych kolesi z tego zespołu, przed którym grała Gosia.
    - Uspokój się - mówi. - Twój krzyk na nic się tu nie zda.
    - Nie uspokoję się. Moja dziewczyna leży tam, a ja nic nie mogę zrobić, nawet wejść do tej głupiej sali! - unoszę się.
    - Jak już to twoja była dziewczyna - prostuje Julka, co mnie jeszcze bardziej wkurza.
    - Idź już, jak coś się stanie to damy ci znać - mówi chłopak, kładąc mi rękę na ramieniu.
    Strząsam ją.
    - Mam nadzieję - odpowiadam oschle i wychodzę ostatni raz spoglądając na moją Gosię.
*
    Idę do szpitala. Gosia się wybudziła. Nie mogę się doczekać aż ją zobaczę.
    Przez szybę widzę jak rozmawia ze swoją mamą.
    - Chcę do niej wejść, porozmawiać z nią - mówię.
    - Nie możesz - odpowiada Julka.
    - Dlaczego?!
    - Ona nie wie o twoim istnieniu. Nikt jej o tobie nie powiedział. Nie chcieliśmy jej komplikować życia twoją osobą. Za dużo zawiłości jest w waszym związku. Ona i tak jest zagubiona. Nic nie pamięta.
    - Oszalałaś? - pytam.
    - Tak będzie dla niej lepiej, Cody.
    - A tatuaż? Ma wytatuowane moje  imię. Co może go przy okazji usunęliście, co? - pytam zjadliwie.
    - Nie będzie wiedziała o nim - odpowiada.
    To wszystko zwala się na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie wierzę w to co słyszę, mój świat zawala się.
    Wychodzę bez słowa.
    Już nie żyję.
____________________
Ta-dam!
Chcę Wam życzyć...:

Mam nadzieję, że te święta zaliczycie do udanych i że spełnią się Wasze marzenia, spotkacie się z bliskimi.... Życzę Wam tego z całego serca, a ten rozdział niech będzie takim prezentem (dobra nie do końca udanym skoro Gosia nie wie o istnieniu Codsa, ale... przecież na tym rozdziale opowiadanie się nie kończy. WSZYSTKO może się zdarzyć). Mam nadzieję, że uda mi się napisać świątecznego one shota z Codsem. Próbowałam już go pisać, ale mi nie szło. ;c

Zrobicie coś dla mnie? Dodałam nową notkę na swoim blogu: http://basia-wisniewska.blogspot.com/ a na tym blogu dodałam rozdział: http://conor-maynard-love-story.blogspot.com/ , wejdźcie na oba blogi, przeczytajcie moje wypociny i skomentujcie... Tak na świąteczny suprajs.

No to... Codsowych! xx

12/12/2012

Cz. IV R. 13 - Nowe życie


Rozdział 13 – Nowe życie

            Budzę się.
            Otwieram oczy, zalewa mnie biel. Mija chwila zanim dochodzę do siebie i wyraźnie, ostro widzę. Rozglądam się wokół siebie, przyglądam, analizuję wszystko co znajduje się w pomieszczeniu, w którym jestem.
            Leżę na niewyobrażalnie twardym łóżku, w zewnętrznej części dłoni mam wkłuty weflon. Pościel jest śnieżnobiała. Ściany piaskowe. Dokładnie naprzeciw mnie jest szyba, przez którą widzę zielony korytarz. Po prawej są białe drzwi. Po lewej ode mnie długi blat, nad nim tej samej długości zawieszana szafka, a w kącie stoi umywalka. Ściana przy niej jest wykafelkowana, z niewielkim lustrem.
            Jestem w szpitalu, ale dlaczego?
            Usiłuję sobie przypomnieć i odpowiedzieć na to pytanie, ale w głowie mam pustkę, w pamięci jakby wypaloną dziurę. Nie wiem nawet jak się nazywam. Naprawdę.
            Czekam aż ktoś sobie o mnie przypomni. Gapię się w okno przed sobą. Przyglądam się ludziom mijających moją salę. Nikt mnie nie zauważa.
            Nagle ni stąd ni z owąd słyszę, że ktoś otwiera drzwi. Staje w nich pielęgniarka. Na oko koło trzydziestki, z dobrotliwym wyrazem twarzy.
            - W końcu się obudziłaś – mówi, obdarzając mnie miłym uśmiechem.
            Uśmiecham się, bo nie wiem co odpowiedzieć.
            Podchodzi do mnie, wymienia mi kroplówkę.
            - Jak się czujesz? – pyta.
            - Dobrze – odpowiadam. Mój głos jest melodyjny, lekki i ma bardzo ładną barwę.
            - Powiem wszystkim, że się obudziłaś, na pewno się ucieszą – mówi i po chwili wychodzi.
            Czekam parę minut, po czym do sali wpada jakaś kobieta.
            Ma łzy w oczach, uśmiecha się na mój widok. Przytula mnie, gładzi po włosach.
            - Tak bardzo się martwiłam… - wyznaje.
            Domyślam się, że najwidoczniej jest moją mamą.
            - Dobrze się czujesz? Potrzebujesz czegoś? – zasypuje mnie pytaniami.
            - Dobrze. Nie, raczej nie – odpowiadam, marszcząc przy tym lekko czoło.
            - Jezu, jak dobrze, że już się wybudziłaś. Tak bardzo się bałam o ciebie, odchodziłam od zmysłów – mówi, a  z oczu wyciekają jej strumienie łez, które szybko ociera.
            Uśmiecham się do niej.
            - Czekaj, powiem reszcie żeby przyszli – mówi i szybkim krokiem wychodzi.
            Po chwili do sali wpada grupka nastolatków, cieszących się na mój widok.
            - Gosia! – wrzeszczą jedno przez drugie.
            To moje imię? W takim razie ładne, myślę.
            Jedna z dziewczyn niemal rzuca się na mnie. Czuję miły kwiatowy zapach.
            Wpatruje się we mnie. Ma ładne zielone oczy, otoczone wachlarzem rzęs i podkreślone czarną kreską na powiece. Uśmiecha się szeroko. 
            Gdy odsuwa się ode mnie, przyglądam się jej przez chwilę.
            Wygląda… dość nietypowo. Ma piękne proste czarne włosy aż do pasa. Ubrana jest w biały t-shirt, na który ma zarzuconą czarną koszulę o parę rozmiarów za dużą, czarne dżisny i glany w tym samym kolorze. Na nadgarstkach ma całe mnóstwo bransoletek – większość z ćwiekami – na palcach pełno pierścionków.
            Pozostałe siedem osób ustawione jest w półkole wokół mojego łóżka. Wszyscy wpatrzeni są we mnie. Jest pięciu chłopaków (każdy zabójczo przystojny!)  i dwie dziewczyny, a ta, która się na mnie rzuciła jest trzecią.
            Druga dziewczyna wygląda dość normalnie w porównaniu do tej pierwszej. Granatowa koszulka w białe, małe kokardki, czerwone spodnie, czarne kozaki przed kolano. Na szyi ma zawieszony srebrny krzyżyk. Włosy ma zaledwie do ramion, a grzywkę zaczesaną na bok.
            Trzecia wygląda podobnie do pierwszej: czerwone włosy do ramion, czarna koszulka z Metallicą i czarne dżisny poprzecierane w paru miejscach. W uszach ma mnóstwo koczyków.
            Pierwszym chłopakiem jakiemu zaczęłam się przyglądać jest lokaty z uroczym uśmiechem i dołeczkami w policzkach. Ma na sobie czarny T-shirt z Ramones, szarą bluzę i kremowe spodnie.
            Kolejnym jest chłopak ze słodką grzywką czesaną na bok. Ubrany jest koszulkę w paski i czerwone spodnie. Uśmiecha się słodko, odsłaniając przy tym rząd śnieżnobiałych zębów.
            Następny jest uroczy blondyn. Uśmiecha się, pokazując swój aparat dentystyczny. Jego niebieskie oczy lekko błyszczą. Czerwone polo kontrastuje z jego jasną karnacją.
            Czwarty wyróżnia się spośród wszystkich: ma ciemną karnację, czarne postawione włosy, z kilkoma blond pasemkami z przodu. Ma lekki zarost na twarzy, dobrze zarysowane kości policzkowe. Jego brązowe oczy, sprawiają, że w brzuchu czuję motyle. Dostrzegam w nich troskę zmieszaną ze szczęściem.
Ostatni jest chłopak w delikatnych lokach, nie takich jak pierwszy. Nosi koszulę w kratę zapiętą na wszystkie guziki i ciemne dżinsy. Wygląda na dość odpowiedzialnego i najbardziej dojrzałego spośród tych wszystkich wyszczerzonych wariatów.
- Kim jesteście? – pytam.
Wszyscy spoglądają na siebie z przerażeniem.
- Nie pamiętasz nas? – pyta ta „spokojna”.
Kręcę głową.
- O cholera – klnie loczek.
- Niall, leć po lekarza – mówi ten „odpowiedzialny”.
Blondyn wybiega z sali (zapamiętać: Niall to ten blondyn z aparatem dentystycznym).
- Serio nic nie pamiętasz? – dopytuje czerwonowłosa, siadając obok mnie.
- Nic, kompletnie. Mam jakby dziurę w pamięci.
- Ile widzisz palców? – pyta lokaty, pokazując mi trzy palce.
- Harry, debilu uspokój się – uspokaja go mulat.
A zatem loczek to Harry, odnotowuję sobie w pamięci. Na nowo zbieram informacje.
- No ale to ważne! Umiesz liczyć? – dopytuje.
- Raz, dwa, trzy… - mówię sarkastycznie. To pamiętam. Alfabet i inne pierdoły tak. Ale nic ze swojego życia.
- Chociaż tyle… - mamrocze ten z grzywką na bok.
Lekarz wchodzi do sali, a za nim blondyn.
Lekarz jest koło czterdziestki, wysoki, dobrze zbudowany.
Świeci mi jakąś latareczką po oczach.
- Pamiętasz coś? – pyta.
Który już raz się mnie o to pytają?!, zastanawiam się.
- Nic, kompletnie – odpowiadam.
Lekarz chwilę się zastanawia.
- Prawdopodobnie straciłaś pamięć krótkotrwałą – ogłasza. – Zrobimy ci jeszcze parę badań. Póki co niech twoi przyjaciele opowiedzą ci co nieco o tobie i o twoim życiu – dopowiada, spoglądając na moich znajomych, którzy mają poważne miny.
Wychodzi z sali.
Mulat podchodzi do mnie i siada na skraju łóżka. Łapie mnie za rękę.
- Jennifer, nie pamiętasz mnie? – pyta.
- Cholera, jaka znowu Jennifer?! – pytam.
Wszyscy wzdychają.
- No tak, przecież ty nic nie wiesz – mówi czarnowłosa.

            Moi znajomi siedzieli całe dnie przy moim łóżku i cierpliwie opowiadali mi wszystko o mnie, o moim życiu i o sobie.
            Nazywam się MałgorzataOlkowicz,  chociaż moim pseudonimem jest Jennifer. Mam szesnaście lat, jestem gwiazdą rocka, dziewczyną mulata, który nazywa się Zayn Malik i jest członkiem boysbandu One Direction, w którego skład wchodzą pozostali chłopcy. Ja z Zuzą (to ta czarnowłosa), Berry (moja przyrodnia siostra, ta czerwonowłosa) i Julką (ta spokojna) tworzymy Girls Rock – kapelę rockową. Jesteśmy supportem na koncertach chłopaków. Pomogli się nam wybić.
            Jestem urodzona w Polsce, ale dwa lata temu pojechałam na wakacje do USA, po czym przeprowadziłam się do Australii.  Obecnie jestem w trasie koncertowej po Europie, która została przerwana ze względu na mój wypadek.
            Było to tak, że pokłóciłam się z Zaynem, wybiegłam z hotelu i wpadłam pod samochód. Leżałam dwa tygodnie w śpiączce. Nikt nie wiedział, czy kiedykolwiek się wybudzę. Wszyscy rzucili swoje zajęcia, by siedzieć w szpitalu i czekać na cud.
            Jestem wulkanem energii i huśtawką nastroi. Raz słodka jak cukierek, a za chwilę kwaśna jak cytryna. Łączę w sobie jakby dwie osobowości. Nieco leniwa i zarazem ambitna. Podobno jestem mądra i jestem kujonem, dużo czytam, gram na pianinie i gitarze, jednak bywa, że jestem kłótliwa i „Nie do życia” jak to określiła Berry.

            W przeciągu kilku następnych dni okazało się, że to co powiedział lekarz jest prawdą – mam zanik pamięci krótkotrwałej. Nie jest wiadome, czy kiedykolwiek odzyskam całkowicie pamięć. Wszyscy byliśmy dobrej myśli i dzień później mogłam już wyjść ze szpitala.

            - Przyniosłam ci ubrania i kosmetyki – mówi Zuza. W ręce trzymała niewielką torbę podróżną. – Ubrania, które miałaś w dniu wypadku, nadały się jedynie do wyrzucenia.
            - Dziękuję – mówię z lekkim uśmiechem.
            Wstaję powoli z łóżka, stopy wsuwam w puchate kapcie, biorę torbę od Zuzy i idę do łazienki. Zdejmuję pidżamę, wkładam ubrania przyniesione przez przyjaciółkę. Szczotkuję zęby, rozczesuję włosy. Dodaję sobie sił uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze.
            Wychodzę z łazienki. Przed nią czeka na mnie Zuza. Wracamy razem do mojej sali, zabieramy parę rzeczy i wychodzimy. Na korytarzu czekają na mnie wszyscy moi bliscy.
            Każdy uśmiecha się do mnie, usiłując dodać mi otuchy.
            Boję się tego, co zastanę za drzwiami głównymi szpitala. Jestem… gwiazdą. I wolę nie myśleć o tym, co się stanie jak wyjdę za próg szpitala.
            - No to chodźmy – mówi moja mama.
            Wszyscy powoli ruszamy. Nieśpiesznym krokiem przemierzamy korytarz. Po mojej prawej idzie Julka, po prawej Zuza a tuż za mną chłopcy. Moja mam idzie jako pierwsza.
            Przed drzwiami Liam wyprzedza nas i otwiera przed moją mamę drzwi, jak przystało na dżentelmena.
            Blask flesza na chwilę mnie oślepia. Czuję, że ktoś mnie łapie za rękę od tyłu. Jakaś część mojego mózgu rejestruje, że to Zayn. Mocno chwyta mnie pod rękę, zajmując miejsce Zuzy przy moim boku.
 Idziemy przed siebie, nie zważając na tłum fotoreporterów. Dostrzegam nawet grupkę fanów. Delikatnie uśmiecham się do nich i chcę im nawet pomachać, ale już wsiadam do samochodu.
Mam fanów, czy to nie wspaniałe?, myślę, chyba lepszego życia mieć nie mogłam.
W samochodzie zapinam pasy. Zayn wciąż trzyma mnie za rękę. Widzę, że Liam siedzi za kierownicą, obok niego siedzi Zuza, a obok Zayna Julka.
- Gdzie reszta? – pytam, spoglądając na Zayna.
- W drugim samochodzie – odpowiada.
Ruszamy.
Powieki zaczynają mi ciążyć. Opieram głowę na ramieniu Zayna, usiłuję wygodnie się ułożyć na siedzeniu. Nie muszę długo czekać na sen, który przychodzi już po chwili.

Budzę się. Tym razem łóżko jest znacznie wygodniejsze, a w dłoni nie mam weflonu. Rozglądam się wokół siebie. W pokoju świeci się tylko mała lampka, która jest na stoliku, przy którym na fotelu siedzi Zayn z książką w ręce.
Zauważa, że się obudziłam i uśmiecha się do mnie znad książki.
- Wyspałaś się? – pyta. Odkłada książkę na stolik, wstaje i podchodzi do mnie. Przysiada obok mnie.
- T-tak – mówię. – Ostatnio strasznie dużo śpię – dodaję.
- To normalne – uspokaja mnie. Przytula mnie i delikatnie kołysze nami. – Bałem się, że już na zawsze cię straciłem – wyznaje.
Dochodzę do wniosku, że wszyscy się o mnie martwili. Czuję się kochana i ważna. Mam ludzi, których interesuję,  którzy nie wyobrażają sobie życia beze mnie. Jestem naprawdę wielką szczęściarą mając takich przyjaciół.
Spoglądam na Zayna, na jego usta… Kusiły mnie.
Coś pcha mnie do tego, by spróbować go pocałować. Boję się, że mi nie wyjdzie i się ośmieszę, ale próbuję.
Jego wargi są słodkie i ciepłe.
Czuję w brzuchu jakby stado motyli.
Podoba mi się to.

______________
I jest.
Mam nadzieję, że się Wam podoba... :)
Jeśli są błędy, literówki to wybaczcie, śpieszyłam się.
Do następnego! xx