11/03/2012

Cz. IV R. 12 - Tatuaż


Rozdział dwunasty – Tatuaż

            Razem z Zaynem idę do studia tatuażu. Już od dłuższego czasu ten pomysł kiełkował w mojej głowie. Chciałam mieć tatuaż. Długo zastanawiałam się, co mogłabym sobie wytatuować, aż w końcu wymyśliłam.
            Zayn szarmancko otworzył przede mną przeszklone drzwi do salonu tatuażu. Wchodzę do środka rozpromieniona, z uśmiechem od ucha do ucha. Jestem podekscytowana.
            - Słucham? – pyta facet przed trzydziestką z wytatuowanymi rękoma.
            - Jennifer chce zrobić sobie tatuaż – odpowiada Zayn.
            - Co to ma być? – dopytuje.
            - Krótki napis – mówię.
*
Jedenasty stycznia. Odkąd jestem Simpsonizer jest to jedna z ważniejszych dla mnie dat. Początkowo były to tylko urodziny mojego idola, później chłopaka, a dziś urodziny przyjaciela.
            Mam wszystko dokładnie zaplanowane. Cudownym zbiegiem okoliczności okazało się, że dzisiaj będziemy w jednym mieście, więc nie muszę gonić na drugi koniec świata.
            Jestem podekscytowana.
Kompletnie zakamuflowana przemierzam ulice w samotności. Ciemne okulary, szalik zawinięty wokół szyi. Ciemne ubrania. To wszystko po to, by nikt mnie nie rozpoznał. Nie chcę dziś sensacji.
Pewnym krokiem idę do hotelu, w którym zatrzymał się Cody ze swoją ekipą. Rozsuwane drzwi otwierają się przede mną, a ja wchodzę do przestronnego, eleganckiego hallu hotelu. Podchodzę do recepcji.
- W którym pokoju mieszka Cody Simpson? – pytam.
- Nie mogę udzielać takich informacji nieupoważnionym osobom. Przykro mi – mówi oficjalnym tonem głosu.
Uśmiecham się uprzejmie.
- Jestem Małgorzata Olkowicz – przedstawiam się. Wyjmuję z torebki portfel, z którego wyciągam dowód osobisty. Podaję go recepcjonistce.
- I…? – mówi.
- Nie jestem napaloną fanką. Jeśli pani chce może pani zawiadomić pana Simpsona tyle, że wtedy nie zrobię mu niespodzianki. – Przyjmuję poważną minę i taki sam ton głosu.
- Niech pani będzie, ale jeśli pan Simpson złoży skargę to wyrzucą mnie z pracy.
- O to się już niech pani nie martwi – mówię oschle. – Który to pokój?
- Czterysta dwadzieścia jeden – odpowiada po chwili.
- Dziękuję.
***
Słyszę, że drzwi z mojego pokoju otwierają się. Odwracam się na pięcie. W drzwiach stoi jakaś dziewczyna. Nie znam jej. Zamyka za sobą drzwi i podchodzi do mnie. Mierzę ją wzrokiem od dołu do góry.
Nosi buty na wysokim obcasie, obcisłe skórzane spodnie, luźny biały t-shirt z odwróconym czarnym krzyżem, czarną, nabitą ćwiekami kurtkę ramoneskę, szalik.
Spoglądam na jej twarz. Policzki ma zaróżowione zapewne od mrozu panującego na zewnątrz. Te oczy… Ta czekolada. Nikt inny nie ma takich oczu o takiej barwie. Czekoladowe oczy należą tylko do jednej osoby, którą znam i kocham.
Gosia.
Uśmiech pojawia się na mojej twarzy, podchodzę do niej. Obejmuję ją w talii i przyciągam do siebie.
- Tęskniłem – szepczę. Zaciągam się zapachem jej perfum. Spoglądam jej w oczy. Nasz usta odnajdują drogę do siebie nawzajem.
- Wszystkiego najlepszego – mówi. Gosię przechodzi dreszcz. Łapię jej dłonie. Są lodowate. Czubkiem swojego nosa dotykam jej nosa. Podobnie jak dłonie jest zimny.
- Chodź. – Łapię ją za rękę i prowadzę do łóżka. Zdejmuję jej kurtkę. Koszulka okazuje się mieć krótki rękaw. – Oszalałaś? Na dworze jest minus dziesięć stopni, a ty ubierasz się tak?! – unoszę się lekko. Dłońmi pocieram jej nagie ramiona.
- No przepraszam, że chciałam dobrze wyglądać – odpowiedziała cicho.
Chwyciłem kołdrę i uniosłem ją lekko do góry.
- No wskakuj. Musisz się rozgrzać, bo zaraz się rozchorujesz – mówię. Gosia siada na łóżku i zabiera się za odsznurowanie butów. Pomagam jej, by poszło szybciej i po chwili Gosia leży zakryta kołdrą po uszy. Ja zabieram się za zaparzenie herbaty.
- Ile słodzisz? – pytam.
Gosia nie odpowiada. Odwracam się. Ma zamknięte oczy, usta wygięte w lekkim uśmiechu. Podchodzę do niej, przysiadam na krawędzi łóżka. Zewnętrzną stroną dłoni głaszczę zaróżowiony policzek Gosi. Delikatnie układam się obok niej na łóżku. Wsuwam się pod kołdrę i obejmuję Gosię od tyłu. Po chwili odwraca się twarzą do mnie. Spogląda na mnie tymi swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami. Uśmiecham się po  raz kolejny od jej przyjścia. Przytulam ją do siebie, ciesząc się w duchu, że jest tu ze mną, w moje urodziny. Gosia przybliża się do mnie i delikatnie muska moje usta. Oddaję pocałunek ze zdwojoną siłą. Gosia układa się na mnie. Dłonie kładzie na moich policzkach.
Czuję jak jej serce bije. Jest to coś, co każe mi żyć. Żyję z myślą, że Gosia żyje i to utrzymuje mnie przy życiu. Jeśli dowiedziałabym się, że ona nie żyje to bez wahania bym się zabił. Nie wyobrażam sobie tego, że jej mogłoby nie być przy mnie.
Nie trzeba długo czekać na to, bym zdjął Gosi koszulkę, a ona mi moją. Moje dłonie ześlizgnęły się z jej talii aż na biodra, pod jej spodnie. Gosia szybko je odpięła, co umożliwiło mi zsunięcie ich z jej bioder.
*
Gosia słodko śpi u mojego boku. Nie umiem zasnąć. W mojej głowie kotłuje się zbyt wiele myśli.
Zasłony w oknach nie są zaciągnięte, więc chcąc-nie chcąc do pokoju wpadają snopy świateł z ulicy, przez co panuje półmrok.
Wodzę palcem po plecach Gosi. Śpi plecami do mnie. Zauważam jakiś napis ponad jej lewą łopatką. Wytężam wzrok i literki zaczynają mi się układać w jedno słowo.
Cody.
Na sercu robi mi się jakoś cieplej. Uśmiecham się. Nigdy nic mi nie wspomniała o tatuażu. Miło, że wytatuowała sobie moje imię. Wygląda na to, że coś dla niej znaczę. Ot tak by nie zrobiła sobie czegoś co – na ogół – zostałoby z nią na całe życie.
*
Leżę z rękami splecionymi na karku. Tępo wpatruję się w sufit i czekam aż Gosia się obudzi. Muszę jej coś ważnego powiedzieć, coś co siedzi mi w głowie od dłuższego czasu. Muszę, po prostu muszę. Nie będzie to miłe, ale jeśli jej tego nie powiem to nie wytrzymam.
Gosia przeciąga się, przeciera dłońmi oczy i uśmiecha się. Wtula się we mnie i wpatruje się we mnie swoimi dużymi oczami.
Powiedz jej, myślę.
- Musimy porozmawiać – mówię poważnym głosem.
Gosia milczy wpatrując się we mnie.
Podnoszę się i spoglądam na nią. Zbieram się w sobie, żeby powiedzieć jej co o tym wszystkim myślę.
- Męczy mnie to już. Raz jesteś ze mną a raz z Zaynem. Czuję się… dziwnie. Jakbym musiał się tobą dzielić z jakimś innym chłopakiem. Wiem, że nie jesteśmy razem, ale oboje wiemy, że się kochamy. Tu spędzasz noc ze mną, żeby następnych kilka spędzić z Zaynem. Nie widzisz co ze sobą robisz? – pytam.
Gosia milczy, by po chwili wybuchnąć:
- Wiesz mi też nie jest łatwo! Kocham was obu i nie wiem, którego mam wybrać. Wybiorę Zayna to będziesz czuł się urażony, a jeśli wybiorę ciebie to Zayn się załamie. Próbuję to jakoś pogodzić… - głos jej się łamie, a do oczu napływają łzy.
- A co chciałaś przekazać tatuażem?
- To że jesteś dla mnie ważny, Cody.
- Chciałbym być najważniejszy – mówię.
Gosia znów milczy. Podnosi się, jednocześnie przykrywając się kołdrą po pachy.
- Co miałeś na myśli, pytając się, czy nie widzę co ze sobą robię?
- Mam wrażenie… - Nie no, cholera nie powiem jej tego.
- Jakie? Powiedz. Bądźmy szczerzy. Mów wszystko, co siedzi ci w głowie – nalega.
- Mam wrażenie jakbym sypiał z dziwką – wyrzucam z siebie.
- Teraz to przesadziłeś – mówi, a po jej policzkach spływają łzy. Wychodzi spod kołdry, zbiera z ziemi swoje rzeczy i idzie do łazienki. A ja siedzę na łóżku zmrożony. Właśnie do mnie dociera co powiedziałem. Mam ochotę sam sobie przywalić. Nazwałem najważniejszą osobę w moim życiu dziwką. Pogratulujcie mi.
Słyszę, że drzwi z łazienki otwierają się. Wstaję, ubieram szybko bokserki i podchodzę do Gosi.
- Przepraszam – mówię, łapiąc ją za rękę.
- Jedno przepraszam nie wymaże z mojej pamięci tego, co powiedziałeś – odpowiada oschle. Usiłuje wyrwać rękę z mojego uścisku, ale nie udaje jej się to. – Puść mnie! – krzyczy.
Jej życzenie jest dla mnie rozkazem, więc rozluźniam uścisk.
- I żebyśmy się nigdy nie spotkali – mówi, wychodząc.
Jej słowa są niczym sztylet wbity prosto w serce.
***
Wybiegam z hotelu. Biegnę przed siebie, nie rozglądając się gdzie ani co dzieje się wokół mnie.
Nagle słyszę pisk opon. Spoglądam w lewo, a ostatnie co widzę to przerażona twarz faceta za kierownicą. 
______________
Edit: Tak wiem, zabijcie mnie xD
Dziękuję za życzenia! 
Nie wiem kiedy kolejny rozdział. :D 
Myślałam, że w ogóle tego nie napiszę a tu taki suprajs xD
Do napisania. xx

6 komentarzy:

  1. OMG ostroooo,powiem jedno:zajebistyy i czekam na nn ;) i kochamm ten blogg :D

    OdpowiedzUsuń
  2. łoł... ale czad, ;D czekam na nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak poprzedniczka ZAJEBISTY ;D
    Czekam na nn i życzę weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. oh, Codsta, twoja szczerość zabija xD no cóż.. Gosia powinna chyba przyjąć na klatę prawdę, zwłaszcza, że Cody'ego sporo to kosztowało. Tak, jak można pogodzić dwóch facetów? Albo jeden albo drugi bejbe ;p Hm.. Gdzieś był taki mądry cytat: jeśli kochasz dwóch chłopaków, to wybierz tego drugiego, bo gdybyś kochała pierwszego, to nigdy nie zakochałabyś się w tym drugim. Czy jakoś tak xD Chociaż wolę Codsa ;D Impulsywne dziewczę, jedno słowo prawdy, a ta już bulwers. A biedny chłopak się obwinia ;c
    No nic, czekam na nn ^^

    Cheers xxx

    royal-life-with-one-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. musiałaś zakończyć w taki sposób ? ;/ Ja teraz przez ciebie spać nie będe mogła, bo będe tylko ciągle o tym myslała :)). LOVE LOVE LOVE, jedne wielke JA PIERDOLE ! Ta notka była zajebista , naprawde, jedna z moich "ulubieńszych" z ostatnich miesięcy.. Szkoda jednak że znów sie pokłucili, bo myślałam ze juz miedzy nimi bedzie dobrze. Z niecierpliwością czekam na nn : 33

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, nominowałam Cię do Libster Award ;)
    Więcej info u mnie na blogu, w zakładkach u góry ^^
    royal-life-with-one-direction.blogspot.com
    Pozdrawiam xxx

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję!
Jeśli komentujesz jako Anonim, to podpisz się chociaż imieniem czy inicjałami, bo czasami chcę wiedzieć do kogo mam się odnieść w poście. :)