Rozdział dwunasty
– Tatuaż
Razem
z Zaynem idę do studia tatuażu. Już od dłuższego czasu ten pomysł kiełkował w
mojej głowie. Chciałam mieć tatuaż. Długo zastanawiałam się, co mogłabym sobie
wytatuować, aż w końcu wymyśliłam.
Zayn
szarmancko otworzył przede mną przeszklone drzwi do salonu tatuażu. Wchodzę do
środka rozpromieniona, z uśmiechem od ucha do ucha. Jestem podekscytowana.
-
Słucham? – pyta facet przed trzydziestką z wytatuowanymi rękoma.
-
Jennifer chce zrobić sobie tatuaż – odpowiada Zayn.
-
Co to ma być? – dopytuje.
-
Krótki napis – mówię.
*
Jedenasty
stycznia. Odkąd jestem Simpsonizer jest to jedna z ważniejszych dla mnie dat.
Początkowo były to tylko urodziny mojego idola, później chłopaka, a dziś
urodziny przyjaciela.
Mam
wszystko dokładnie zaplanowane. Cudownym zbiegiem okoliczności okazało się, że
dzisiaj będziemy w jednym mieście, więc nie muszę gonić na drugi koniec świata.
Jestem
podekscytowana.
Kompletnie
zakamuflowana przemierzam ulice w samotności. Ciemne okulary, szalik zawinięty
wokół szyi. Ciemne ubrania. To wszystko po to, by nikt mnie nie rozpoznał. Nie
chcę dziś sensacji.
Pewnym krokiem
idę do hotelu, w którym zatrzymał się Cody ze swoją ekipą. Rozsuwane drzwi
otwierają się przede mną, a ja wchodzę do przestronnego, eleganckiego hallu
hotelu. Podchodzę do recepcji.
- W którym
pokoju mieszka Cody Simpson? – pytam.
- Nie mogę
udzielać takich informacji nieupoważnionym osobom. Przykro mi – mówi oficjalnym
tonem głosu.
Uśmiecham się
uprzejmie.
- Jestem
Małgorzata Olkowicz – przedstawiam się. Wyjmuję z torebki portfel, z którego
wyciągam dowód osobisty. Podaję go recepcjonistce.
- I…? – mówi.
- Nie jestem
napaloną fanką. Jeśli pani chce może pani zawiadomić pana Simpsona tyle, że
wtedy nie zrobię mu niespodzianki. – Przyjmuję poważną minę i taki sam ton
głosu.
- Niech pani
będzie, ale jeśli pan Simpson złoży skargę to wyrzucą mnie z pracy.
- O to się już
niech pani nie martwi – mówię oschle. – Który to pokój?
- Czterysta
dwadzieścia jeden – odpowiada po chwili.
- Dziękuję.
***
Słyszę, że
drzwi z mojego pokoju otwierają się. Odwracam się na pięcie. W drzwiach stoi
jakaś dziewczyna. Nie znam jej. Zamyka za sobą drzwi i podchodzi do mnie.
Mierzę ją wzrokiem od dołu do góry.
Nosi buty na
wysokim obcasie, obcisłe skórzane spodnie, luźny biały t-shirt z odwróconym
czarnym krzyżem, czarną, nabitą ćwiekami kurtkę ramoneskę, szalik.
Spoglądam na
jej twarz. Policzki ma zaróżowione zapewne od mrozu panującego na zewnątrz. Te
oczy… Ta czekolada. Nikt inny nie ma takich oczu o takiej barwie. Czekoladowe
oczy należą tylko do jednej osoby, którą znam i kocham.
Gosia.
Uśmiech
pojawia się na mojej twarzy, podchodzę do niej. Obejmuję ją w talii i
przyciągam do siebie.
- Tęskniłem –
szepczę. Zaciągam się zapachem jej perfum. Spoglądam jej w oczy. Nasz usta
odnajdują drogę do siebie nawzajem.
- Wszystkiego
najlepszego – mówi. Gosię przechodzi dreszcz. Łapię jej dłonie. Są lodowate.
Czubkiem swojego nosa dotykam jej nosa. Podobnie jak dłonie jest zimny.
- Chodź. –
Łapię ją za rękę i prowadzę do łóżka. Zdejmuję jej kurtkę. Koszulka okazuje się
mieć krótki rękaw. – Oszalałaś? Na dworze jest minus dziesięć stopni, a ty
ubierasz się tak?! – unoszę się
lekko. Dłońmi pocieram jej nagie ramiona.
- No
przepraszam, że chciałam dobrze wyglądać – odpowiedziała cicho.
Chwyciłem
kołdrę i uniosłem ją lekko do góry.
- No wskakuj.
Musisz się rozgrzać, bo zaraz się rozchorujesz – mówię. Gosia siada na łóżku i
zabiera się za odsznurowanie butów. Pomagam jej, by poszło szybciej i po chwili
Gosia leży zakryta kołdrą po uszy. Ja zabieram się za zaparzenie herbaty.
- Ile
słodzisz? – pytam.
Gosia nie
odpowiada. Odwracam się. Ma zamknięte oczy, usta wygięte w lekkim uśmiechu.
Podchodzę do niej, przysiadam na krawędzi łóżka. Zewnętrzną stroną dłoni
głaszczę zaróżowiony policzek Gosi. Delikatnie układam się obok niej na łóżku.
Wsuwam się pod kołdrę i obejmuję Gosię od tyłu. Po chwili odwraca się twarzą do
mnie. Spogląda na mnie tymi swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami. Uśmiecham
się po raz kolejny od jej przyjścia.
Przytulam ją do siebie, ciesząc się w duchu, że jest tu ze mną, w moje
urodziny. Gosia przybliża się do mnie i delikatnie muska moje usta. Oddaję
pocałunek ze zdwojoną siłą. Gosia układa się na mnie. Dłonie kładzie na moich
policzkach.
Czuję jak jej
serce bije. Jest to coś, co każe mi żyć. Żyję z myślą, że Gosia żyje i to
utrzymuje mnie przy życiu. Jeśli dowiedziałabym się, że ona nie żyje to bez
wahania bym się zabił. Nie wyobrażam sobie tego, że jej mogłoby nie być przy
mnie.
Nie trzeba
długo czekać na to, bym zdjął Gosi koszulkę, a ona mi moją. Moje dłonie
ześlizgnęły się z jej talii aż na biodra, pod jej spodnie. Gosia szybko je
odpięła, co umożliwiło mi zsunięcie ich z jej bioder.
*
Gosia słodko śpi u mojego boku.
Nie umiem zasnąć. W mojej głowie kotłuje się zbyt wiele myśli.
Zasłony w oknach nie są
zaciągnięte, więc chcąc-nie chcąc do pokoju wpadają snopy świateł z ulicy, przez
co panuje półmrok.
Wodzę palcem po plecach Gosi. Śpi
plecami do mnie. Zauważam jakiś napis ponad jej lewą łopatką. Wytężam wzrok i
literki zaczynają mi się układać w jedno słowo.
Cody. ♥
Na sercu robi mi się jakoś
cieplej. Uśmiecham się. Nigdy nic mi nie wspomniała o tatuażu. Miło, że
wytatuowała sobie moje imię. Wygląda na to, że coś dla niej znaczę. Ot tak by
nie zrobiła sobie czegoś co – na ogół – zostałoby z nią na całe życie.
*
Leżę z rękami splecionymi na
karku. Tępo wpatruję się w sufit i czekam aż Gosia się obudzi. Muszę jej coś
ważnego powiedzieć, coś co siedzi mi w głowie od dłuższego czasu. Muszę, po
prostu muszę. Nie będzie to miłe, ale jeśli jej tego nie powiem to nie
wytrzymam.
Gosia przeciąga się, przeciera
dłońmi oczy i uśmiecha się. Wtula się we mnie i wpatruje się we mnie swoimi
dużymi oczami.
Powiedz jej, myślę.
- Musimy porozmawiać – mówię poważnym
głosem.
Gosia milczy wpatrując się we
mnie.
Podnoszę się i spoglądam na nią.
Zbieram się w sobie, żeby powiedzieć jej co o tym wszystkim myślę.
- Męczy mnie to już. Raz jesteś
ze mną a raz z Zaynem. Czuję się… dziwnie. Jakbym musiał się tobą dzielić z
jakimś innym chłopakiem. Wiem, że nie jesteśmy razem, ale oboje wiemy, że się
kochamy. Tu spędzasz noc ze mną, żeby następnych kilka spędzić z Zaynem. Nie
widzisz co ze sobą robisz? – pytam.
Gosia milczy, by po chwili wybuchnąć:
- Wiesz mi też nie jest łatwo!
Kocham was obu i nie wiem, którego mam wybrać. Wybiorę Zayna to będziesz czuł
się urażony, a jeśli wybiorę ciebie to Zayn się załamie. Próbuję to jakoś
pogodzić… - głos jej się łamie, a do oczu napływają łzy.
- A co chciałaś przekazać
tatuażem?
- To że jesteś dla mnie ważny, Cody.
- Chciałbym być najważniejszy –
mówię.
Gosia znów milczy. Podnosi się,
jednocześnie przykrywając się kołdrą po pachy.
- Co miałeś na myśli, pytając
się, czy nie widzę co ze sobą robię?
- Mam wrażenie… - Nie no, cholera
nie powiem jej tego.
- Jakie? Powiedz. Bądźmy
szczerzy. Mów wszystko, co siedzi ci w głowie – nalega.
- Mam wrażenie jakbym sypiał z
dziwką – wyrzucam z siebie.
- Teraz to przesadziłeś – mówi, a
po jej policzkach spływają łzy. Wychodzi spod kołdry, zbiera z ziemi swoje
rzeczy i idzie do łazienki. A ja siedzę na łóżku zmrożony. Właśnie do mnie
dociera co powiedziałem. Mam ochotę sam sobie przywalić. Nazwałem najważniejszą
osobę w moim życiu dziwką. Pogratulujcie mi.
Słyszę, że drzwi z łazienki
otwierają się. Wstaję, ubieram szybko bokserki i podchodzę do Gosi.
- Przepraszam – mówię, łapiąc ją
za rękę.
- Jedno przepraszam nie wymaże z
mojej pamięci tego, co powiedziałeś – odpowiada oschle. Usiłuje wyrwać rękę z
mojego uścisku, ale nie udaje jej się to. – Puść mnie! – krzyczy.
Jej życzenie jest dla mnie
rozkazem, więc rozluźniam uścisk.
- I żebyśmy się nigdy nie spotkali – mówi, wychodząc.
Jej słowa są niczym sztylet wbity
prosto w serce.
***
Wybiegam z hotelu. Biegnę przed
siebie, nie rozglądając się gdzie ani co dzieje się wokół mnie.
Nagle słyszę pisk opon. Spoglądam
w lewo, a ostatnie co widzę to przerażona twarz faceta za kierownicą.
______________
Edit: Tak wiem, zabijcie mnie xD
Dziękuję za życzenia!
Nie wiem kiedy kolejny rozdział. :D
Myślałam, że w ogóle tego nie napiszę a tu taki suprajs xD
Do napisania. xx
OMG ostroooo,powiem jedno:zajebistyy i czekam na nn ;) i kochamm ten blogg :D
OdpowiedzUsuńłoł... ale czad, ;D czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak poprzedniczka ZAJEBISTY ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na nn i życzę weny ;D
oh, Codsta, twoja szczerość zabija xD no cóż.. Gosia powinna chyba przyjąć na klatę prawdę, zwłaszcza, że Cody'ego sporo to kosztowało. Tak, jak można pogodzić dwóch facetów? Albo jeden albo drugi bejbe ;p Hm.. Gdzieś był taki mądry cytat: jeśli kochasz dwóch chłopaków, to wybierz tego drugiego, bo gdybyś kochała pierwszego, to nigdy nie zakochałabyś się w tym drugim. Czy jakoś tak xD Chociaż wolę Codsa ;D Impulsywne dziewczę, jedno słowo prawdy, a ta już bulwers. A biedny chłopak się obwinia ;c
OdpowiedzUsuńNo nic, czekam na nn ^^
Cheers xxx
royal-life-with-one-direction.blogspot.com
musiałaś zakończyć w taki sposób ? ;/ Ja teraz przez ciebie spać nie będe mogła, bo będe tylko ciągle o tym myslała :)). LOVE LOVE LOVE, jedne wielke JA PIERDOLE ! Ta notka była zajebista , naprawde, jedna z moich "ulubieńszych" z ostatnich miesięcy.. Szkoda jednak że znów sie pokłucili, bo myślałam ze juz miedzy nimi bedzie dobrze. Z niecierpliwością czekam na nn : 33
OdpowiedzUsuńHej, nominowałam Cię do Libster Award ;)
OdpowiedzUsuńWięcej info u mnie na blogu, w zakładkach u góry ^^
royal-life-with-one-direction.blogspot.com
Pozdrawiam xxx