6/23/2012

Cz. IV R. 2 - Przemina


Rozdział drugi – Przemiana

Nie wierzę w to, co słyszę. Wszystko dzieje się za szybko. Z niedowierzaniem wymalowanym na mojej twarzy przyglądam się temu, co dzieje się obok mnie.
One direction. To zespół, na którego punkcie połowa nastolatek ma kompletnego hopla. Grają mnóstwo koncertów, ich płyta pokrywa się złotem i platyną, a piosenki gra każda rozgłośnia radiowa. Zespół tworzy piątka superprzystojnych chłopaków – w zasadzie to facetów! – z świetnymi warunkami wokalnymi.
- Chcemy je w trasie – mówi Zayn i czaruje swoimi magnetycznymi czekoladowymi tęczówkami mojego menadżera.
- Nie ma opcji. Nie mają jeszcze nagranego singla, teledysku, płyty… Nikt ich nie zna!
- To poznają – szczerzy się Liam.
Will milknie i jakby przemyśla propozycję chłopców.
- Jeśli w tydzień przekonacie do nich wytwórnię, nagracie im singiel i zaczniecie kręcić teledysk to mogą jechać. A i muszą mieć parę piosenek.
- W tydzień?! – piszczy Harry.
- Dobra, trzy dni.
Will oszalał, myślę.
- Żartuję. Dwa tygodnie i ani minuty dłużej.
Chłopcy wydają z siebie okrzyk radości. Dziewczyny z resztą też. Zostaję wciągnięta w zbiorowy uścisk, przy którym zostaję zmiażdżona przed ósemkę wariatów.
***
Staję naga przed lustrem w łazience. Przyglądam się sobie. Wyglądam dobrze: szczupła, z płaskim brzuchem, chudziutkie i długie nogi, duże oczy w kolorze czekolady, pełne usta, równo przystrzyżone włosy sięgające do ramion, wystające obojczyki… Wiele dziewczyn chciałoby mieć moją figurę, moje ciało. Zastanawiam się, czy podobam się sobie; czy chciałabym coś w sobie zmienić. Czy w takim ciele można cokolwiek zmienić? Wyglądam jak ideał, choć za taki siebie nie uważam. Lekko przegryzam dolną wargę. Spoglądam po raz ostatni w swoje odbicie, wzdycham i wchodzę pod prysznic. Za mną długi dzień, pełen różnorakich przeżyć, więc pora się odprężyć, a strumienie ciepłej wody i ulubiony grejpfrutowy żel pod prysznic na pewno to ułatwią.

Słyszę, jak ktoś dobija się do drzwi mojego pokoju hotelowego. Niechętnie wstaję z ciepłego łóżka, stawiam stopy na zimnym parkiecie i ruszam ku drzwiom. Gdy je otwieram moim oczom ukazuje się  nie kto inny jak Harold.
- Czego? – pytam oschłym głosem. Jestem zła, że zerwał mnie z łóżka, gdy akurat najlepiej mi się spało.
- Jest dziewiąta, najwyższa pora wstać, księżniczko! – szczerzy się i wchodzi do pokoju. Rozsiada się na łóżku. Zamykam za nim drzwi i padam twarzą na łóżko.
- Spaaać – burczę.
- Oszalałaś. Dziewczyny chcą z tobą pogadać na jakiś ważny temat.
- Walić to – odpowiadam.
- Wstawaj! – drze mi się do ucha. Ups, chyba głuchnę. Harold!
- Już, już – podnoszę się. Podchodzę do walizki, wyjmuję komplet ubrań i staję twarzą do Harry’ego.
- Wyjdź, chcę się przebrać – mówię.
Lokaty szczerzy się jak dureń. Jakby widział Louisa.
- Harry! – warczę.
- Nie przeszkadzasz mi.
- WYJDŹ! – wrzeszczę. Ten w pośpiechu się podnosi i wybiega z pokoju. Idę za nim i zamykam drzwi na klucz. Przebieram się w pastelowe szorty, białą bokserkę, na którą nakładam luźny miętowy sweterek przypominający sieć rybacką oraz kremowe szpilki. Przy łazienkowym lustrze czeszę włosy i robię makijaż. W ostatniej chwili przed wyjściem z pokoju decyduję się na włożenie kilku złotych bransoletek na rękę. Chwytam telefon i idę do pokoju dziewczyn. Przechodzę z pokoju do pokoju, bo mieszkamy drzwi w drzwi. Wchodzę bez pukania. Dziewczyny siedzą na łóżkach i każda jest czymś zajęta. Julka czyta gazetę, Zuza słucha muzyki na swoim iPodzie, a Berry grzebie w telefonie. Muszę odchrząknąć, by ktokolwiek zorientował się, że przyszłam.
- Nareszcie! – cieszy się Julka. Zuza zdejmuje swoje duże czarne słuchawki z uszu. Wszystkie trzy wlepiają we mnie wzrok.
- Idziemy na zakupy. W tej chwili – decyduje Berry. Patrzę na nią zdezorientowana.
- Jako gwiazda rocka, nie możesz tak wyglądać – tłumaczy Julka.
- Nie zacznę ubierać się na czarno! – protestuję i siadam na krześle, które stoi przy niewielkim lakierowanym stoliku.
Zaczynam kłócić się z dziewczynami, które chcą zrobić ze mnie jakiegoś punka czy metala. To nie w moim guście. Nie lubię koloru czarnego, a rocka gram prawie, że z litości. To nie muzyka dla mnie. Póki, co śpiewam ja, ale już rozglądam się za kimś na moje miejsce. To nie moje marzenie.
Przekonuję się do pomysłu, co do mojego nowego wyglądu. Nie powinno być tak źle.

Wieczorem zostaję postawiona przed lustrem. Póki co, dziewczynom udawało się robić wszystko, bym nie widziała całokształtu.
Dziewczyna w lustrze ma długie do pasa, proste włosy o czarnych końcówkach. Mocny, ciemny makijaż, jednak nie wyzywający. Ubrana jest w luźną koszulkę bez rękawów z flagą Anglii. Jej długie nogi przyodziane są w skórzane spodnie i zwieńczone czarnymi szpilkami z stożkowymi ćwiekami.

______________
Ostatnio życie osobiste nie pozwala mi pisać rozdziałów. Mam za dużo na głowie... I jestem cholernie zmęczona i nie mam chęci, by pisać, chociaż pomysłów mam całe mnóstwo! -,-'' 
Krótki, ale jest. To najważniejsze. I myślę, że takie teraz będę  dodawać. 
Kisses! 

6/16/2012

Cz. VI R. 1 - Nowe


Rozdział pierwszy – Nowe

Tęsknię. Z każdą sekundą, kwadransem, godziną coraz bardziej.  Nocami nie śpię, zastanawiając się jak przetrwam ten czas. Czy nasz związek przetrwa rozłąkę. Próbuję normalnie funkcjonować, jednak póki co efekty raczej są marne. Dziewczyny usiłują mi jakoś pomóc, jednak nie wiedzą jak. Póki co mamy wszystkie cztery znacznie ważniejsze zajęcie od mojej lekkiej depresji: stworzenie idealnego demo, które nadawałoby się do zaprezentowania wytwórni.
Udało się, mamy własną piosenkę. Po wielu dniach prób, tworzenia odpowiedniego tekstu, komponowania muzyki, wyszła nam z tego prawdziwa piosenka. Dochodzę do wniosku, że najwyższa pora zadzwonić do Willa, by zapytać go, czy nie chce mojego powrotu, jednak w nieco innym składzie. Czy chce mnie jako część zespołu, a nie solistkę.
- Will? – pytam, gdy słyszę, jak ktoś po drugiej stronie podnosi słuchawkę.
- Jennifer? – słyszę zaspany męski głos. Cholera, myślę, przecież u niego środek nocy!
- Wiesz, może ja zadzwonię później, bo zapomniałam, że u ciebie środek nocy – trajkocę.
- Skoro zadzwoniłaś to już mów – nalega.
- Bo jest taka sprawa… Mógłbyś wpaść na Złote Wybrzeże?
- Coś ty wymyśliła?
- Em… Jak przyjedziesz to się dowiesz. Mogę ci zaraz znaleźć lot, zabukować bilet, zapłacić…
- Sam zrobię to rano, o ile mi powiesz, co wymyśliłaś. Chcesz wrócisz tak? Wydawało mi się, że byłaś zdecydowana, gdy nagrywałaś filmik, że kończysz karierę. Wszyscy myśleli, że już nie wrócisz na scenę muzyczną.
- Bo byłam. Ale sytuacja uległa zmianie. Wrócę, ale nie tak jak wszyscy myślą – mówię poważnym tonem.
- Rano ci zadzwonię, jak załatwię bilet.
- Okej. Dzięki. Dobranoc! – życzę, po czym się rozłączam. No to jedno załatwione, myślę. Schodzę do piwnicy. Siadam przy keyboardzie. Palcami muskam zimne białe klawisze i wygrywam jedną z moich piosenek, jaką śpiewałam na koncertach z trasy koncertowej, w którą pojechałam z Codym. Przez myśli przelatują mi wspomnienia: poznanie Cody’ego na koncercie w Chicago, wspólny tydzień, koncert, mój wyjazd, obóz, na którym zerwałam z nim, okres jesieni w moim życiu… Wszystko to wróciło niczym bumerang. Łzy pojawiają  się w moich oczach, po czym spływają po moim policzku i spadają na klawisze keyboardu z cichym łoskotem. Naprędce ścieram kolejne zanim też znajdą się na instrumencie. Wstaję. Idę do ogrodu. Siadam na trawie i zaczynam ją skubać. Usiłuję się poskładać w jedną całość, ale im bardziej tego pragnę rozsypuję się na jeszcze mniejsze kawałki, niczym szklanka, która wypadła z ręki człowieka chorego na Parkinsona. Zrezygnowana kładę się na trawie i zamykam oczy. Mam ochotę uciec od wszystkich myśli, które zewsząd osaczają mnie.
***
- Raz, dwa, raz dwa trzy! – krzyczy Zuza, uderzając pałeczkami o siebie. Zaczyna wygrywać szybki rytm na perkusji. Po chwili dołączają gitary elektryczne i ja ze swoim wokalem. Piosenka jest szybka, energetyczna i elektryzująca. Opowiada historię miłości, która narodziła się nagle i nagle umarła.
- Laski, to się kompletnie nie nadaje! – mówi poirytowany Will. Wszystkie cztery spoglądamy na niego z niedowierzeniem wymalowanym na twarzach. – Nie nadaje się do grania tego w piwnicy! – dodaje, śmiejąc się. Kamień spada mi z serca. Udało się. – Dzwonię do wytwórni. Musicie to nagrać. – Wyjmuje z kieszeni telefon i wybiera odpowiedni numer. Słyszę, jak rozmawia z jakąś szychą. – Jutro lecicie do Atlanty.
- No to co teraz? – pytam.
- Jak to: co teraz? Teraz idźcie się pakować! Jutro zjawiacie się w Atlancie i nagrywacie singiel! – krzyczy podekscytowany Will. Z radości podchodzi do nas i robi z nami zbiorowy przytulas.
- Tulimyyy! – krzyczymy wszyscy.
***
W walizce mam wszystko, co jest mi niezbędne. Brakuje tylko Cody’ego. On jest najbardziej niezbędny. Jednak go nie ma i muszę się obyć bez niego. Słyszę dzwoniącą komórkę. Podchodzę do komody. Na ekranie telefonu widzę zdjęcie Cody’ego, na którym szczerzy się jak wariat. O wilku mowa, myślę i odbieram.
- Tak? – pytam beznamiętnie.
- Coś się nie cieszysz, że dzwonię – mówi Cody. Od barytonu jego głosu miękną mi kolana.
- Cieszę się – kłamię. Nie, nie kłamię. Cieszę się, ale nie umiem wymusić na sobie miłego, wesołego tonu głosu.
- Wiem, że kłamiesz. Gosiu, mi też jest ciężko bez ciebie. Nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknię za tobą, co bym dał, żebyś tu była… - mówi łamiącym głosem. Chcę go jakoś pocieszyć, ale sama jestem w rozsypce i nie mam pojęcia, bo powiedzieć, by było mu lepiej. – Powiedz mi, że mnie kochasz.
- Kocham, przecież to wiesz – odpowiadam. – Tęsknię za tobą, chcę żebyś tu był, został przy mnie i nie zostawił… - Łzy pojawiają się w moich oczach.
- Płaczesz? – pyta, ale wiem, że doskonale zna odpowiedź.
- Próbuję być twarda.
- Gosia, damy radę. Mamy coś, co nigdy nie umiera – miłość. Zanim się obejrzysz, a będę przy tobie i we dwójkę lub w większym gronie będziemy świętować twoje urodziny. – Jego głos brzmi optymistycznie, ale wiem, że nim manipuluje, bym nie załamała się jeszcze bardziej.
- Damy radę – powtarzam.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, CS – mówię.
- Zadzwonię jutro, dobrze?
- Dzwoń, kiedy tylko chcesz.
- To ja kończę. Cześć.
- Pa – mamroczę i naciskam czerwoną słuchawkę. Siadam na łóżku i przyglądam się tapecie, którą mam ustawioną. Na zdjęciu jestem ja i Cody. Fotografię zrobił Cody pewnego poranka. Na niej jestem kompletnie nie ogarnięta: włosy to jedna wielka, bezkresna dżungla, splątanych włosów; na twarzy nie mam ani grama makijażu, więc wyglądam strasznie; oczy mam podkrążone i zaspane; uśmiecham się blado. Za to Cody tryska energią: jest szczerze uśmiechnięty, w jego oczach widać szczęście. Powracam myślami do tej chwili i pragnę być znów tam w łóżku z Codym, taka beztroska.
Spoglądam na zegar, który wisi na ścianie. Wskazuje punkt piątą rano. Wstaję, zapinam walizkę i schodzę na dół.
- No to jadę – mówię  do rodziców, którzy siedzą w kuchni i milczą.
- Uważaj na siebie. – Mama wstaje i podchodzi do mnie. Przytula mnie. Po chwili tata robi to samo.
- Naprawdę nie wiem, po kim jesteś taka światowa – żartuje tata. – Jeszcze do niedawna siedziałaś jak trusia w Polsce, a dzisiaj? Latasz po całym świecie.
- To chyba dobrze, nie?
- Bardzo dobrze. Gdzie Jagoda?
- Pewnie jeszcze się grzebie, bo za późno wstała.
Po chwili słyszę jak moja siostra zbiega po schodach z ogromną walizką. Moja przy niej wypada dość blado – jest niewiele większa od typowej walizki na bagaż podręczny.
- Gotowa! – melduje, gdy staje obok nas.
- No to jedziemy – mówi tata. Kieruje się do drzwi, a my za nim. Przed furtką stoi już Zuza i Julka.
- Ej, ale ty tak wyglądać nie możesz – zwraca mi uwagę Zuza, po tym jak zlustrowała mnie wzrokiem. Przyglądam się im obu. Ubrane na rockowo: czarne trampki zdobią nogi Julki, a czerwono-czarne długie glany Zuzy. Do tego koszulki z Guns’n’roses i Nirvaną.
- Ja na czarno się nie ubiorę! – protestuję.
- Dzisiaj ci podarujemy, bo jest za późno, by cię przebrać – decyduje Julka.
- Chodźcie laski! – nawołuje mój tata. Wsiadamy do jego dużego wozu, zapinamy pasy, po czym ruszamy na lotnisko.
***
Przed wejściem do sali nagrań biorę głęboki oddech. Przekraczam próg drzwi i zamykam je za sobą. Staję przed mikrofonem, a po chwili słyszę jak dziewczyny zaczynają grać.
- To było genialne! – krzyczy jakiś koleś zza szyby. Tylko po ruchu warg wiem, o co mu chodzi. Uśmiecham się.
- Laski to było genialne – mówi jakiś chłopak, którego widzę pierwszy raz na oczy. Jego i jego czterech kolegów nie było tu wcześniej.
- A wy to kto? – pyta Julka.
- One direction – odpowiadają chórem.
_________________
Kończony na szybko, więc końcówka zmaszczona, ale musiałam dodać, bo wiem, że byście mnie zabili jakbym nie zrobiła tego.
Mam nadzieję, że Wam się choć po części podoba.
Następny za tydzień.
Xx

6/09/2012

Informacja.

Dzisiaj tj 9czerwca nie będzie pierwszego rozdziału, gdyż nie napisałam go. Mam trochę spraw na głowie, piszę setki rzeczy, a jak chciałam się zabrać za rozdział to Wena mnie opuściła. W następną #SimpsonSaturday rozdział już się pojawi i zaczniemy rozkręcać następną część! Zapewniam, że wrażeń i przeżyć będzie całe mnóstwo i Cody będzie się przewijał, bo w końcu już w październiku mają się spotkać.
Widzieliście teledysk do Got me good? Oto link: Klik! , a jeśli chcecie tłumaczenie to jest ono tutaj: Klik!
Przypominam, że 12czerwca (wtorek) wychodzi Preview to Paradise, a pełny album wychodzi już 2sierpnia z tego co wiem i podobno ma być dostępny w naszej małej-wielkiej Narnii!
Xoxo

6/02/2012

Cz. IV - Prolog


Prolog

            Dziś nastaje początek czegoś nowego. Nowej mnie. Znów się przeradzam, przeobrażam niczym gąsienica w motyla. Jestem w kokonie, by za chwilę przepoczwarzyć się w pięknego, kolorowego motyla i lecieć hen, daleko, gdzie tylko będę miała ochotę.
            Z zamyślenia wyrywa mnie dzwonek do drzwi. Zrywam się z miejsca i lecę otworzyć. W na ganku stoją dwie najbliższe mi osoby: Zuza i Julka. Przytulam najpierw jedną, potem drugą i wciągam je do wnętrza domu.
            - Mam dla was niespodziankę – mówię i prowadzę je na dół do piwnicy, w której skrywam swój plan na najbliższe dziewięć miesięcy samotności. Już od dawna miałam to w głowie, tylko czekałam, aż wdrążyć to w życie. Wierzyłam w to, że się uda. Musi, bo inaczej wykorkuję w tej próżni bez Cody’ego.
            Otworzyłam drzwi przed dziewczynami, a moim i im oczom ukazała się sala prób jak z marzeń: trzy mikrofony, na wysokich stojakach, perkusja, kilka różnych gitar, keyboard, mikser i konsoleta. Wszystko to czego prawdziwy muzyk potrzebuje do stworzenia dzieła muzycznego.
            - Ale jak ty to… - Zuza jest w szoku. Po chwili się z niego otrząsa i podbiega do perkusji. Daje popis swoich umiejętności waląc rytmicznie w bębny i talerze. Julka powolnym krokiem podchodzi do gitary akustycznej i zaczyna grać jedną z naszych ulubionych piosenek.
            - A ty co będziesz robić? – pyta Julka, widząc, że stoję w progu i im się przyglądam.
            - Ja? Ja… Może będę śpiewać? – proponuję, po czym prędko dodaję: - O ile chcecie.
            - Żadna z nas lepiej nie pasuje do tej roli – odpowiada Zuza zza perkusji. Jej zielone oczy są wielkości pięciozłotówek.
            - A co powiecie na to, żeby grała z nami Berry? – pytam.
            - Jasne! – odpowiadają entuzjastycznie.
            - Tak? – pytam zaskoczona. Wiedziałam, że Zuza i moja przyrodnia siostra się świetnie dogadują dzięki zamiłowaniu do rocka i metalu – obie niezmiernie są zakochane w tych pokrewnych gatunkach muzyki.
          - Ej, a jak się nazwiemy? – pyta Julka, gdy dołączyła do nas Berry.
          - Black angels – proponuje Zuza. U niej wszystko jest albo czarne albo mroczne.
         - Four – rzucam jakby od niechcenia. Nie myślałam jeszcze nad nazwą dla nas, a tylko ta przychodziła mi do głowy. Właśnie zapaliła mi się lampka z napisem: Cody. Czwórka to jego ulubiona liczba.
             - Nie… Zbyt prostackie – mówi Berry. – Może coś jak… Rock girls?
            To jest to, myślę.
            - Rock girls – powtarzamy.

            Prawdę mówiąc pomysł z zespołem nie jest dla mnie. Po tym jak spełniłam swoje marzenia, chcę tego samego dla moich przyjaciółek i siostry. Posiadanie własnej kapeli to spełnienie ich najpiękniejszych snów. Wiedziałam, że tego chcą i do tego dążą, a dzięki swoim znajomościom i tym, że rynek muzyczny ciągle chce mnie i moich utworów to mogę im pomóc. Spełnię ich marzenia, a przy okazji zajmę swoje myśli, by nie być w letargu. Przecież z odejściem Cody’ego w moim życiu nastała jesień. Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie, które mnie pochłonie bez reszty.

_________________________
Ta dam. Prolog. 
Mam nadzieję, że spodoba się Wam ta część, w której będzie mniej Cody'ego na skutek niefortunnych zdarzeń, jakie wkrótce nastąpią. Jednak zdradzę Wam, że najważniejszym momentem w tej części będzie coś co nastąpi w styczniu, przed lub po urodzinach Cody'ego. A i pamiętajcie, że Gosia ciągle go kocha, tylko jest nieco stuknięta. 
To do następnej #SimpsonSaturday.