Wchodzę do sypialni i widzę Gosię siedzącą po turecku na
łóżku, otoczoną książkami. Wzdycham przeciągle.
- To nasz
ostatni dzień tutaj, a ty się uczysz? – pytam, siadając obok niej.
- Cody, za
dwa tygodnie mam egzaminy. To ostatni dzwonek na powtórkę czegokolwiek – mówi,
spoglądając na mnie.
- Przecież
ty i tak umiesz to wszystko. Przerabiałaś ten materiał ze mną rok temu. – Gdy
Gosia chce już coś powiedzieć, dodaję: - Aniołku, skoro ja zdałem egzaminy to
ty tym bardziej. No już. Idziemy na plażę. – Wyciągam dłoń w jej stronę.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale. To też nasz
ostatni dzień, bo jutro ja wracam do Europy, a ty zostajesz na Złotym Wybrzeżu.
- Niech ci
będzie… - Wzdycha.
*
- Pamiętaj, że Cię kocham, aniołku –
powtarzam Gosi po raz setny. Jesteśmy na lotnisku. Powinienem stać już w tej
długiej kolejce do odprawy, ale zamiast tego żegnam się z Gosią.
- Kocham Cię, Cody – mówi. Jej
czekoladowe oczy są smutne, wypełnione tęsknotą. – Napisz, zadzwoń jak
wylądujesz.
- Obiecuję. Kocham Cię. Pamiętaj.
Cholera, już tęsknię. – Wpijam się w jej usta, zachłannie pragnąc pocałunku.
Zobaczę ją dopiero za dwa tygodnie. Jak ja sobie poradzę bez niej w trasie?
Zatęsknię się na śmierć. Tak bardzo ją kocham. Tak bardzo tęsknię.
- Idź, bo zaraz zamkną bramki.
Kocham Cię. – Gosia kładzie dłoń ma mojej klatce piersiowej i delikatnie
odpycha mnie od siebie. Patrzę na nią, na jej zeszklone oczy. Serce mi się
kraja. Uśmiecham się delikatnie, próbując ją pocieszyć.
- Kocham Cię – mówię, idąc w stronę
taśm. Macham jej na pożegnanie. Kładę plecak w plastikowym koszyku, wyjmuję też
zawartość kieszeń. Odwracam się, by spojrzeć na Gosię, ale jej już nie ma.
Smutnieję. Wzdycham. Nie dziwię się jej, że już poszła, myślę. Przeciąganie
pożegnań nigdy nie wychodzi na dobre. Przechodzę przez bramkę i pokazuję swój
bilet i paszport.
***
Siedzę
na łóżku i wpatruję się w jedno z naszych wspólnych z Cody’m zdjęć, które mam
na telefonie. To akurat zostało zrobione kilka dni temu. Oboje szczerzyliśmy
się do aparatu jak głupcy. Oboje w tamtym momencie byliśmy szczęśliwi. A teraz?
Mam doła jak stąd do piekła i żadnej chęci, by uczyć się do egzaminów.
Ktoś
puka do drzwi, a ja tak jak za każdym razem mam nadzieję, że to Cody.
-
Proszę.
Do
mojego pokoju wchodzi mama, w ręce trzyma tacę, na której jest dzbanek z sokiem
pomarańczowym, szklanka i kilka jej domowych, czekoladowych babeczek.
-
Jak Ci idzie nauka? – pyta, kładąc tacę na szafce, przy łóżku. Siada obok mnie.
-
Marnie, nie mam sił na naukę…
-
Tęsknisz za nim, wiem. – Mama chwyta moją rękę.
-
Też kochałaś kiedyś kogoś tak mocno, że to aż się bolało?
-
Tak, właśnie w ten sposób kocham Twojego tatę. – Uśmiecha się.
-
Wiesz, co? Chodźmy na zakupy, a potem biorę się za naukę.
-
Świetny pomysł.
*
Na
zakupach jak zwykle nie mogę się opanować i kupuję wszystko, co mi się podoba.
Przy okazji idziemy z mamą zrobić sobie paznokcie. Gdy mama korzysta z okazji i
jest u fryzjera, by podciąć swoje włosy, dzwoni mój telefon. Spoglądam na
wyświetlacz i widzę zdjęcie Cody’ego. Czym prędzej odbieram.
-
Cześć – mówię.
-
Hola, Aniołku. Co u Ciebie? – Jego głos jest wesoły.
-
Jestem właśnie z mamą u fryzjera, byłyśmy na zakupach…
-
„Za dwa tygodnie mam egzaminy. To ostatni dzwonek, by się zacząć uczyć” –
marnie próbuje naśladować mój głos.
-
Jak tylko wrócę do domu to siadam do książek. No dobra, lepiej opowiadaj, co u
Ciebie.
-
Hm… Tęsknię. Odliczam dni do powrotu do Ciebie.
-
Skup się na trasie, dawaj najlepsze koncerty w swoim życiu. Twoje Aniołki na to
zasługują.
-
A Ty zasługujesz na to, bym codziennie był z Tobą.
-
Doczekam się tego. Wyjdź przed hotel, pogadaj z dziewczynami.
-
Zadzwonię później.
-
Kocham Cię.
-
Ja Ciebie też. Pa. – Cody się rozłącza. Przez chwilę tkwię w rozmyśleniu,
jednak na Ziemię sprowadza mnie głos mamy.
-
I jak?
Ma
lekko ścięte włosy i pocieniowaną grzywkę. Wygląda pięknie.
-
Jest świetnie – mówię z uśmiechem.
Truskawkowe
frapuccino później jestem już w domu. Chowam zakupy do szafy, po czym siadam do
biurka i zaczynam gruntowne powtórki. Rozwiązuję zadania, czytam notatki. Nawet
nie orientuję się kiedy mija północ. Włączam laptopa i sprawdzam Twittera Cody’ego.
Pisze, że tęskni, ale jednocześnie jest szczęśliwy, bo może spędzać czas z
fankami. Martwi mnie to, że wciąż nie zadzwonił. Postanawiam zadzwonić do
niego, jednak on nie odbiera. Próbuję się tym nie przejąć i idę się wykąpać. W
wannie spędzam godzinę czytając magazyn, po czym, gdy woda jest już zimna,
wychodzę. Szczotkuję zęby, rozczesuję włosy, wcieram krem do twarzy na noc,
smaruję ciało balsamem i po ubraniu szortów i podkoszulki Cody’ego kładę się do
łóżka.
*
Całe
dwa tygodnie mijają mi na rozmowach z Cody’m, które nie trwają dłużej niż pięć
minut, nauce i spędzaniu czasu z dziewczynami, dzięki czemu jeszcze nie
zwariowałam od ciągłej nauki.
Dzisiaj
przyjeżdża Cody. I dzisiaj piszę ostatni egzamin. Ubrana czarną ołówkową
spódnicę z wysokim stanem, białą koszulę z krótkim rękawem i czarne czółenka na
dziesięciocentymetrowym obcasie idę do szkoły. Moje serce bije jak szalone, w
głowie powtarzam sobie wszystkie istotne wiadomości.
Dwie
godziny później jestem już po egzaminie. Myślę, że napisałam go dobrze. Znałam
odpowiedź na każde pytanie. Zdam, na pewno. Jest to bardziej pewne niż to, że
jutro wstanie słońce. Przemierzam pusty korytarz krokiem modelki na wybiegu.
Skończyłam pisać jako pierwsza. Schodzę po schodach, przechodzę przez główne
wejście do szkoły. Na końcu schodów czeka na mnie Cody z bukietem kwiatów.
______________________________
Witam Was moje najdroższe skarby!
Dzisiaj natchnęło mnie do napisania tego rozdziału. Wcześniej planowałam napisać po prostu epilog, ale jakoś stwierdziłam, że napiszę po prostu kolejny rozdział. Szału nie ma, ale mam nadzieję, że się cieszycie.
Mam nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta o tym opowiadaniu.
Buziaki.
Wesołych Świąt, bo nie wiem, czy napiszę coś jeszcze przed świętami, ale chyba nie - brak czasu, wybaczcie. Xoxo