Rozdział ósmy – Wyrzuty sumienia
Wracam do trasy koncertowej. Rzucam się w wir pracy, pisania piosenek, prób do koncertów. Udaje mi się zapomnieć o Codym. Dzięki Bogu. Od czasu do czasu całuję się po kątach z Zaynem, chodzę z nim na spacery i przytulam się z nim. Dzięki niemu jest mi nieco lepiej. Nie jestem typem dziewczyny, która rzucając jednego wpada w ramiona drugiego. Po prostu… Zayn jest tym, czego w Codym mi brakowało i on jest tutaj, wspiera mnie. Zayn jest dla mnie uosobieniem mężczyzny, którego potrzebowałam od dawna: męski, lekko brutalny i opiekuńczy, a jak całuje! Można się rozpłynąć.
- Proszę, nie odchodź – mówi Zayn, przyciągając mnie do siebie.
- Mam próbę – odpowiadam, muskając jego rozgrzane wargi. Odchodzę powolnym krokiem. Zbieram włosy i splatam je byle jak gumką, tworząc nieokrzesanego kucyka. Dziewczyny są już na scenie, więc, gdy tylko mnie zauważają zaczynają grać piosenkę otwierającą koncert. Podchodzę szybciej do mikrofonu i zaczynam śpiewać.
Piosenka jest historią. Historią o miłości, co może i jest banalne, bo dzisiaj prawie każda piosenka jest o miłości. Natchnieniem do jej napisania była moja własna historia. Opowiada ona o ciągłych kłótniach dwojga ludzi, ale uczucie, którym się obdarzają jest zbyt wielkie, by mogli od siebie odejść i tak egzystują w toksycznym związku, który ich nawzajem wykańcza.
*
Razem z Zayn’em trzymając się za ręce idziemy do pokoju. Oboje jesteśmy wykończeni po koncercie, a ja muszę zabrać się za odrobienie kilku zadań z matematyki, fizyki, napisanie wypracowania z angielskiego i opis jednej z bitew na historię.- Kurde, muszę wyjść, bo zapomniałem coś Harry’emu powiedzieć, ale zaraz wrócę – mówi Zayn, gdy tylko weszliśmy do pokoju hotelowego. Uśmiecha się przepraszająco i wychodzi.
Podchodzę do okna. Już od dawna jest ciemno, świecą się pojedyncze latarnie uliczne. Jest już druga połowa listopada, zaraz święta. Z okna mam widok na skwer po drugiej stronie ulicy. Dostrzegam siedzącą na ławce parę zakochanych. Zakochani sprawiają, że czuję lekkie ukłucie w sercu. Spoglądając na nich widzę siebie i Cody’ego. Wspominam wieczór, podczas którego zgubiliśmy się w Paryżu i siedzieliśmy na jednej z ławek w Mieście Miłości. Przypominam sobie podobne chwile, w których byliśmy tacy szczęśliwi… W mojej głowie układa się z nich film, film o miłości. Jednak idylla szybko zamienia się w chwile, w których kłóciliśmy się. Dostrzegam, że w tym filmie jestem postacią dramatyczną. Jestem ciężarem Cody’ego, ranię go. Powinnam się wstydzić.
Gdy tylko drzwi się otwierają, odwracam się i moje myśli o tym jaka jestem zła, ulatniają się.
- No to zabieraj się za lekcje – mówi z uśmiechem.
Krzywię się.
- Nie chce mi się – marudzę.
- Pomogę ci, ale tylko trochę! – Podchodzi i obejmuje mnie. Przytulam się do niego. Głowę mam na wysokości jego klatki piersiowej, przez co słyszę jak jego serce bije. Zayn odsuwa się ode mnie, wyjmuje książki z mojej walizki i zeszyty.
- Muszę? – spoglądam na niego smutnymi oczyma.
- Podobno zawsze byłaś chętna do nauki i miałaś same piątki, więc gdzie twój zapał? – zapytał, rozkładając książki na łóżku.
- Wyparował.
Leniwie podchodzę do Zayna i siadam na łóżku. Na odczepnego biorę pierwszą lepszą książkę, którą okazuje się podręcznik z fizyki. Szukam zeszytu do kompletu. Chwytam długopis i usiłuję skupić się nad zadaniem, które jest banalne, ale nie umiem poskładać myśli i rozwiązać go.
- Opornie ci idzie – zauważył Zayn.
Spojrzałam na niego spode łba.
Skupiam się maksymalnie i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozwiązuję zadanie. Zabieram się za kolejne i po półgodzinie wszystkie zadania obliczeniowe mam zrobione. Chwytam kartkę, chwilę się zastanawiam i zaczynam pisać wypracowanie na angielski, a następnie za opis bitwy na historię. Zayn słodko śpi, gdy kończę odrabiać lekcje. Uśmiecham się. Po cichu chowam książki i zeszyty, wyjmuję z torby pidżamę i kosmetyczkę, i idę pod prysznic. Zapach żelu pod prysznic sprawia, że czuję się odprężona i spokojna.
Odświeżona wychodzę z łazienki. Chowam rzeczy do walizki i zauważam, że Zayna nie ma na łóżku. Przegryzam dolną wargę i rozglądam się po pokoju. Dostrzegam zarys jego postaci na tarasie. Zapewne poszedł zapalić. Podchodzę do drzwi balkonowych, które są minimalnie uchylone, więc otwieram je nieco szerzej, a zimne powietrze owiewa moje ciało, przyprawiając mnie o gęsią skórkę i dreszcz.
- Obiecałeś, że przestaniesz palić – mówię.
Zayn odwraca się, słysząc mój głos.
- Ograniczam się do trzech papierosów na dzień – odpowiada z zawadiackim uśmiechem.
- Ale wciąż palisz – naciskam.
Zayn gasi wpół wypalonego papierosa i zostawia go na parapecie. Podchodzi do mnie.
- Od jutra nie będę – obiecuje, gładząc mnie po włosach. Wchodzi do środka, zamyka drzwi balkonowe i przygląda się mi z zaciekawieniem. Jego kakaowe tęczówki wyraźnie błyszczą w marnym świetle żyrandolu. Na jego twarzy widnieje zarys uśmiechu. Zbliżam się do niego i spoglądam na niego, odchylając głowę do tyłu jakbym patrzyła na olbrzyma. Uśmiecham się szeroko jak dziecko na widok kolorowego lizaka. Zayn obejmuje mnie, kładąc swoje wielkie dłonie na moich plecach. Pochyla się i delikatnie całuje moją szyję, drapiąc mnie lekko swoim zarostem, do którego zdążyłam się już przyzwyczaić. Schodzi niżej i muska mój odsłonięty dekolt. Przenosi wzrok z moich piersi na oczy, jakby pytał, czy mam ochotę na to, na co on ma. Unoszę delikatnie kąciki ust ku górze i lekko przytakuję.
Dłonie Zayna zsuwają się na moje pośladki, a my oboje prostujemy się. Brunet podnosi mnie, oplatam nogi wokół jego bioder i zarzucam mu ręce na szyję. Muskam zagłębienie jego policzka, krawędź szczęki. Wtulam się w niego jeszcze bardziej, silniej oplatam jego biodra. Moje usta odnajdują jego usta i zatapiam się w nich na dłuższą chwilę, zapominając o całym świecie. Nawet nie rejestruję chwili, w której znajduję się na łóżku, jedynie w majtkach, pod półnagim Zayn’em. Nie całujemy się. Oboje uważnie przyglądamy się nawzajem swoim ciałom. Pochłaniam wzrokiem jego tors, każde wystające żebro czy obojczyk. Zayn delikatnie dotyka dłonią mojej piersi. Muska ustami mój dekolt, zagłębienie między piersiami, brzuch, podbrzusze… Ocierając się podbródkiem o moją nagą skórę podbrzusza, spogląda na mnie. Wyciągam ręce i kładę je na jego ramionach, nawet nie wiedząc w jakim celu. Zayn delikatnie zdejmuje moją dolną część bielizny, po czym zaczyna powoli pieścić mnie swoim językiem. Mój oddech gwałtownie przyspiesza, tak samo jak serce. Napinam wszystkie możliwe mięśnie, mój mózg jest bliski eksplozji z podniecenia. Nie kontroluję tego, że cicho pokrzykuję i pojękuję. W głowie mam jedną myśl: „Jeszcze nikt nie sprawił mi tak wielkiej przyjemności”. Wbijam długie paznokcie w skórę Zayna, ale po chwili jakimś cudem orientuję się, że może go to boleć, więc zatapiam je w prześcieradle.
*
- Jennifer, wstań. Zaraz mamy śniadanie – cichy głos Zayna pieści moje uszy, usiłując mnie obudzić, choć efekt jest odwrotny: chce mi się jeszcze bardziej spać.- Jeszcze pięć minut – mamroczę, wtulając się w jego ciało.
Słyszę jak głośno wzdycha.
- Wstań, proszę – naciska, jednak ton jego głosu jest wciąż ten sam: subtelny, cichy, zmysłowy.
Niechętnie otwieram oczy i zaczynam kolejny tydzień swojego życia. Dzisiaj dzień kręcenia teledysku.
___________________
No i jest.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa pod ostatnim postem.
Nie wiem jak z częstotliwością notek będzie, bo w tygodniu nie mam w ogóle czasu na pisanie czegokolwiek, bo jestem zwykle bez laptopa i nawet nie mam sił myśleć o blogach.
Jeśli chcesz być informowany o notkach to podaj swojego Twittera i Cię powiadomię. ;)
Xoxo